Cześć 🙂 W końcu i nareszcie ! Czekałem na to 6 lat !!! Udało się ! 🙂
Taka radość zawitała do nas 12 października prosto z niemieckiego poligonu wojskowego tuż przy granicy naszego państwa z miejscowości Oberlausitz. W końcu doleciało do nas coś co baaaaardzo rzadko tu dolatuje albo i wcale. Oczywiście na przygranicznych łowcach taka sonda wrażenia nie robi ale u nas w tych rejonach to prawdziwy rodzynek 🙂 Co roku na owym poligonie trwają jakieś ćwiczenia, my sondziarze nazywamy to INWAZJĄ 🙂 Taka fajna nazwa wzięła się stąd, że wojsko niemieckie przez okres około dwóch tygodni wypuszcza po kilka lub kilkanaście radiosond GRAW DFM09 na dzień, a wciągu dwóch tygodni ponad 100. Wiatry w czwartek 12 października były bardzo obiecujące, ale wojsko niemieckie chyba zaspało hihihi 🙂 bo zaczęli wypuszczać radiosondy tuż przed południem, kiedy z rana najlepsze wiatry były pod dom 🙂 No trudno, doleci albo i nie, najwyżej obejdziemy się smakiem 🙂 Na szczęście jedna z nim GRAW DFM09 o numerze 18071668 zaczęła lecieć w naszą stronę 🙂 Pojawiła się więc szansa na jej złapanie 🙂 Wyjechaliśmy jej na spotkanie gdzie teoretycznie mogła skończyć lot, jednak wiatry wiały dość mocno i musieliśmy zacząć ją gonić 🙂
Niebieska kropka to my, czarny X na końcu żółtej kreski to teoretyczny punkt lądowania który wcześniej znajdował się tam gdzie my 🙂 Do trakowania radiosondy używamy w aucie trzech TTGO z różnym oprogramowaniem, na tym zdjęciu i kolejnym widać soft o nazwie RDZ TTGO. Dodatkowo mamy jeszcze soft Krzysztofa SP9SKP oraz mySondy. Jak widać radio z androidem tez się przydaje w aucie 🙂
Sonda sobie leci, niestety nad nas dotarły również ciemne, niskie chmury które przyniosły ze sobą opad deszczu. Próbowaliśmy ją wypatrzeć ale niestety opad i niska podstawa nie dawała na to najmniejszych szans. Sonda nas minęła więc ruszamy w pogoń. Zachodziła obawa że skończy jednak w Zalewie Sulejowskim, oby nie bo szkoda by było. Dogoniliśmy ją w miejscowości Swolszewice Duże, miejscowości świetnie nam znanej z wędkarskich przygód. W połowie wsi wypatrzyliśmy pięknie i majestatycznie opadający czerwony spadochron 🙂 Niestety był już kilka metrów nad lasem i nie zdążyłem zrobić zdjęcia a szkoda bo widok na prawdę piękny 🙂
Teraz pytanie utopi się czy wpadnie w las ? Predyktor oraz spdxl dekodujący z domu pokazuje że jest jednak w lesie tuż przed jeziorem.
Jednak las ! To już coś, deszcz jednak nie odpuszcza, leje coraz mocniej. Trudno zabieramy cały sprzęt i idziemy walczyć, a może jednak nie ? Może na ziemi ? Nie nie u nas nie może być prosto , my zawsze z przygodami 🙂 Wisi i to wcale nie tak nisko 🙂 Jednak drzewo, uściślając dwie sosny 🙂 Na jednej spadochron który pierwszy zauważyliśmy , a po chwili na drugiej wypatrzyliśmy sondę.
Niestety nawet nasza 12m tyczka okazała się zbyt krótka by nawet musnąć sondę lub spadochron. Dodatkowo patrząc w górę miało się wrażenie że ktoś leje prosto z wiadra tą wodę na twarz 🙂 Jakby było mało wpadła tak niefortunnie, że na ziemi lawirowanie między jeżynami nie było takie proste. Samo dojście pod spadak zajęło nam z 10 min, a do sondy drugie tyle i kolejne 10 żeby wydostać się na dukt. Rozłożyliśmy tyczkę tak czy siak aby zobaczyć ile brakuje do sondy. Okazało się że minimum 6m 🙁 Chyba tam zostanie 🙁
Te jeżyny to nam się będą po nocy śnić haha 🙂
Wracamy do domu, dziś nie zwojujemy już nic. Poczekamy co przyniesie pogoda w piątek. Ta okazała się łaskawa, koło 10 pokazało się słonko, zrobiło się ciepło więc zapadła decyzja że jedziemy.
Doszliśmy na miejsce, okazało się że wiatr wciągnął sondę jeszcze wyżej, jasny szlak ! Znów pod górę 🙁
No nic, skoro jesteśmy i jest pogoda to spróbujemy powalczyć. Wyciągamy proc, cienką żyłkę, ciężarki i ogień w górę 🙂 Po kilku strzałach się udaje przerzucić linkę która leciała nad sosnami między sonda a spadochronem. (Nad sosnami widać sznurek, ciężko było zrobić dobre zdjęcie bo duży zoom i zachmurzenie)
(Jak wyszło słonko pięknie lśnił w koronach)
Skoro się udało przestrzelić ciężarkiem i żyłką linkę wciągamy na górę sznurek, spróbujemy nim ściągnąć albo spadochron albo sondę na dół.
Plan był dobry, niestety ciężarek kiedy przelatywał przez sznurek zaplątał się dwa razy wokół linki od sondy. Nie mogliśmy przeciągnąć sznurka, no nic spróbowaliśmy tak. Z jednej strony sznurek a z drugiej żyłka i ciągniemy w dół. Sonda i spadochron zaczęły się podciągać ku górze i nagle bam, wiązanie sznurka i żyłki puściło. Lipa, lipa w # 🙂 ale ……… Dzięki temu spadak wjechał wyżej a sonda popuściła się na tyle że możemy się przymierzyć z tyczką 🙂 Wow strzał w 10-tkę. Zabrakło tylko około 1m do sony. Zaczęliśmy szukać wśród leżących w lesie suszek przedłużki do naszej tyczki.
Udało się wypatrzeć takowe. Zatem atakujemy 🙂 Tato poszedł pod sondę, ja zostałem na drodze by kierować go na sondę kiedy zacznie machać tyczką. Pierwsza przymiarka, okazało się że tyczka przedłużająca była za długa. No piłeczka do drzewa poszła w ruch.
Ok, gotowe teraz trzeba ją podłożyć od tyłu i zabezpieczyć żeby w razie w nasza wędka nie chciała zostać na drzewie 🙂 Szara taśma poszła w ruch 🙂
Tyczka do pionu i lecimy z tematem 🙂
Zaczyna się manewrowanie tyczką i końcówką ze specjalnie wygiętym końcem aby złapać sondę. Po chwili jest ! Zaczepiona ! Na dół z nią !
W międzyczasie oczywiście spadochron zaczął skakać z korony na koronę sosny. Sonda na ziemi w rękach taty, teraz jeszcze spadochron. Niestety nie udało się go podjąć został na górze, pękła linka od sondy 🙁 No nic, ale wisi tak że powinien go ciut mocniejszy wiatr zrzucić na ziemię. Wrócimy tam w poniedziałek, bo w weekend znów ma troszkę powiać. Zbieramy sprzęt, parę fotek na odchodne, selfiaczek z sondą i do domciu 🙂 Mimo że sonda zrobiła nam psikusa lądując tak wysoko na drzewach to przygoda z nią była super. W końcu toi nasza pierwsza własnoręcznie złapana DFM09 ! 🙂
Tutaj piękny wykres jej parametrów z lotu:
Wiatry ciągle mocne, jest szansa na kolejne sondy, konkretniej Wrocław może do nas zawitać w weekend. Trzeba obserwować sytuację 🙂